Maciej R

 
belépett: 2022.02.18
Pontok194több
Következő szint: 
Szükséges pontok: 6
Legutóbbi játék

No i nasi przegrali

Gdyby wygrali to zacząłbym bloga od: „wygraliśmy”! Jak zwycięstwo to my, jak porażka to oni;) Ciekawe :) Niemniej cieszę się, że TAK przegrali. Wolę, żeby przegrali wszystkie mecze w taki sposób, niż żeby wyszli z grupy w takim stylu tak jak ostatnio.


Bogu ducha winni

Po niedawnym bulwersującym wpisie Po_co_mi_nika (choć bulwersujący nie był wpis, lecz cenzura GD uśmiercająca Hitchc ocka) zapraszam do zabawy :)
Kogo uśmierci GD? Wystawmy ich na strzał...
Chodzi o rzeczywistych ludzi, którzy są Bogu ducha winni, ale nie przejdą przez sidła cenzury. Mają to być ludzie znani publicznie. Wystarczy że GD wygwiazdkuje przynajmniej część nazwiska.
Wygrywa ten, kto uśmierci najwięcej.
Dla pewności, że gwiazdki pochodzą z cenzury, sam będę powtórnie wpisywał wykropkowane nazwiska i imiona.
Na początek wystawiam na strzał dwóch:


Ambitendencja czyli ambicośtam 2

Równoczesna sprzeczność dążeń.
To kolejne ludzkie dziwactwo. Kolejny zbiór sprzeczności, który może przerażać albo i fascynować. Coś, co jak orientalna przyprawa dodaje jeszcze aromatu słowu „tajemnica” w odniesieniu do człowieka. To jakbyś nosił w sobie „obcego”, który czasami przejmuje stery. Tak, to taki swoisty rodzaj opętania! ;)
Idziesz do dentysty wyleczyć zęba, a ten duch nieczysty miota tobą na wszystkie strony, żeby tylko nie usiąść na fotelu! Albo umawiasz się na rozmowę z interesującą osobą, czując, że zapowiada się ciekawa znajomość, a ten demon nie pozwala ci niczego powiedzieć o sobie. Wsiadasz do rollercoastera, żeby się dobrze bawić, a w najciekawszych momentach on przejmuje władzę i zamyka ci oczy…
Masz to w sobie? ;)


Po cholerę toto żyje?

Jest 16 lutego 1949 r. Świetlica artystyczna. Przy jednym ze stolików, przy kieliszku miętówki (może było ich więcej) siedzi dwóch mężczyzn i kobieta. Malarz ze swoją przyjaciółką malarką i poeta Konstanty Ildefons Gałczyński. Popijają wódeczkę i raz po raz zerkają na wiszące na ścianie obrazy. W świetlicy wystawę ma inny (mniej znany) malarz.
- Co to jest? - rzuca z pogardą Gałczyński.
- No to napisz coś lepszego - bierze w obronę kolegę po fachu towarzysz.
Gałczyński jeszcze raz ogarnia spojrzeniem obrazy. Najdłużej zatrzymuje wzrok na jednym, na którym autor namalował wielką biedronkę. Wyjmuje szminkę z ręki koleżanki właśnie poprawiającej makijaż i nie zważając na jej protesty, pisze na ścianie: 

Po cholerę toto żyje?
Trudno powiedzieć, czy ma szyję,
a bez szyi komu się przyda?

Pachnie toto jak dno beczki,
jakieś nóżki, jakieś kropeczki —
ohyda.

Człowiek zajęty niesłychanie,
a toto proszę, lezie po ścianie
i rozprasza uwagę człowieka;

bo człowiek chciałby się skoncentrować,
a ot, bożą krówkę obserwować
musi, a czas ucieka.

A secundo, szanowne panie,
jakim prawem w zimie na ścianie?!
Co innego latem, gdy kwitnie ogórek!

Bo latem to co innego:
każdy owad może tentego
i w ogóle.

Więc upraszam entomologów,
czyli badaczów owadzich nogów,
by się na tę sprawę rzucili z szałem.

I właśnie dlatego w Szczecinie,
gdzie mi czas pracowicie płynie,
satyrę na bożą krówkę napisałem.

Gałczyński, wraz z rodziną przyjeżdża do Szczecina na początku maja 1948 roku. Pełny entuzjazmu zamieszkuje w przestronnej willi, w najpiękniejszej dzielnicy Szczecina - Pogodnie (ul. Marii Curie Skłodowskiej 17). W tym czasie tworzy zaledwie kilka wierszy. Znajomym mawia: „Zamieszkajcie w tym mieście. W każdym innym po śmierci na cmentarz nieść was będą ulica Cmentarną, w Szczecinie – ulicą Ku Słońcu”. 
Szczecin nie odwzajemnia uczucia Gałczyńskiego. Nie odczuwa potrzeby poezji, jest pusty dla sztuki.
Po miesiącu pobytu, 3 czerwca 1948 roku, Gałczyński dostaje pierwszego zawału. Po leczeniu w szpitalu zostaje przewieziony do kliniki w Warszawie. Lekarze orzekają, że wilgotny klimat Szczecina nie będzie sprzyjał jego rekonwalescencji. Zalecają przeprowadzkę.
Poeta umiera 6 grudnia 1953r. w Warszawie. 48 – letnie serce nie wytrzymuje trzeciego zawału. 
źródło: koralechy za Gazeta Wyborcza
A tu inne dzieło tego samego autora:



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zapraszam do zabawy: trzeba wpisać przynajmniej 3-4 wersową zwrotkę wiersza o biedronce :) Każda kolejna osoba dopisuje ciąg dalszy wierszyka. W ten sposób wspólnie stworzymy najambitniejszą poezję GD ;)


Ambicośtam - po korekcie ustawień

Fascynuje mnie człowiek. Człowiek jako tajemnica. No bo niby znasz kogoś tyle lat, wydaje się, że na wylot, a tu ni z gruchy, ni z piertuchy... niespodzianka. Jest też tyle przedziwnych rzeczy w człowieku, np. cały świat sprzeczności w jednym worku. Weźmy choćby ludzką ambiwalentność... Niby człowiek to całość, choć o antropologię możemy się spierać, to odbieramy wrażenia i przeżywamy je całym sobą. Okazuje się jednak, że są takie rzeczywistości, które przeżywamy dwojako, jakby było nas w nas dwóch zupełnie innych ktosiów. To tak, jakby jakiś człowiek wielkich gabarytów wszedł do bardzo ciasnego pomieszczenia i schylając się po klucze, które mu wypadły, zaklinował się tak, że zadnią częścią ciała przywarł do gorącego kaloryfera, a spłaszczonym nosem dotykał zimnej szyby. W ten sposób jeden i ten sam pokój dostarcza mu przeciwstawnych wrażeń: gorąco i zimno.
Myślę, że każdy z nas ma tego mnóstwo. Ja przynajmniej tak mam. Weźmy np. Hyperion w Zatorze - przeraża mnie i fascynuje zarazem. Perwersyjna mina ukochanej podnieca mnie i niepokoi :) Bliskość matki potrafi mnie cieszyć i rodzić gniew. Kupa dziecka czasami rodzi obrzydzenie i ciekawość (Boże, co ono jadło??)
Odkrywacie coś takiego w sobie? Podzielcie się swoją ambiwalentnością! Człowiek to niespodzianka :)